Citizen
- Obywatel
|
|
|
"Obywatel" film Jerzego
Stuhra, na który trzeba było czekać siedem lat. Długie owacje po pokazie
w gdyńskim Teatrze Muzycznym mogą być dowodem na to, że było warto. Jednak
zagorzała dyskusja, jaka odbyła się po seansie, pokazała, że "Obywatel"
prawdopodobnie podzieli widownię: na tę, która zaproponowaną przez reżysera
i jednocześnie odtwórcę głównej roli wizję historii przyjmie z radością
i cisnącym się na usta "nareszcie", i na tę, którą ta wizja oburzy. "Obywatel"
bowiem to opowieść tyleż zabawna, co - dla nas, Polaków - niewygodna.
Główny bohater filmu "Obywatel", Jan Bratek, to postać, której losy -
niczym Jana Piszczyka z "Zezowatego szczęścia" - w dość absurdalny i nieprzewidywalny
sposób splatają się z historią Polski. Zarówno w czasach komuny, jak i
demokracji, jego życiem zdaje się rządzić przypadek. Raz hołubiony jako
bohater podziemia, innym razem opuszczony i znienawidzony za domniemane
donosicielstwo, Bratek przyjmuje wszystko, co nań spada, z coraz większym
rozgoryczeniem. Choć jest nieco gamoniowaty i naiwny, ma jednocześnie
mocne poczucie własnej godności, które nierzadko stawia go w trudnej sytuacji.
Jerzy Stuhr do zagrania młodszej wersji swojego bohatera zaprosił syna
Macieja, osiągając tym samym niebanalny, nieco komiczny efekt. Obaj
panowie dają tu prawdziwy popis tworząc postać, którą z jednej strony
niełatwo jest polubić, ale z drugiej nie sposób się z nią nie utożsamiać.
Bratka bowiem określają nie tyle jego cechy charakteru czy status społeczny,
co narodowość. "Obywatel" to próba zdekonstruowania pojęcia patriotyzmu.
Stuhr dąży do tego trudnego celu, wyśmiewając nie tylko przywary Polaków,
takie jak antysemityzm czy tendencja do mitomanii, ale i polski katolicyzm.
Z piedestału strąca również "Solidarność" i walczące z ustrojem komunistycznym
podziemie. Wszystko to okrasza dużą dozą czarnego humoru. Jednak śmiech,
który film wywołuje, jest śmiechem przez łzy. Bo Stuhr dotyka delikatnych,
drażliwych miejsc. |